Kliknij tutaj --> 🌀 wydział wewnętrzny cały film

Forum odcinka Line of Duty - Wydział wewnętrzny (2012) s06e01 odcinek 1 | sezon 6 (2021) - Sprawdź informację o tym odcinku: obsada, twórcy, galeria i forum odcinka. Tłumaczenia w kontekście hasła "Wydział Wewnętrzny chce od" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Ciągle nie wiem czego Wydział Wewnętrzny chce od nas. Line of Duty - Wydział wewnętrzny (2012) s05e03 odcinek 3 | sezon 5 (2019) - Sprawdź informację o tym odcinku: obsada, twórcy, galeria i forum odcinka. Tłumaczenia w kontekście hasła "Zatwierdzanie przez Wydział Wewnętrzny" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: Zatwierdzanie przez Wydział Wewnętrzny środków dla Neala Caffreya, złodzieja sztuki, rodzi pytania. Traducciones en contexto de "wydział wewnętrzny" en polaco-español de Reverso Context: Czekam na wydział wewnętrzny od 14 godzin. Site De Rencontre Pour Ado Sans Email. Program TV Stacje Magazyn Poniedziałek 15:10 TVP 2 serial kryminalny Austria 2010, 50 min W tajemniczych okolicznościach zostaje zamordowana właścicielka znanej firmy odzieżowej, Irene. Cały majątek zmarłej kobiety przechodzi na jej męża Petera. Prowadzący dochodzenie policjanci podejrzewają, że mężczyzna jest zamieszany w zabójstwo swojej żony. Sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że denatka przed śmiercią wynajęła prywatnego detektywa. Gerald Liegel Jakob Seeböck (Lukas Roither), Heinz Marecek (Hannes Kofler), Andrea L'Arronge (Gräfin Schönberg), Ferry Oellinger (Kroisleitner), Kristina Sprenger (Karin Kofler), Christine Klein (Dr. Haller), Julia Cencig (Nina Pokorny), Andreas Kiendl (Klaus Lechner), Eva Maria Marold (Eva), Andreas Zimmermann (Arzt) Brak powtórek w najbliższym czasie Co myślisz o tym artykule? Skomentuj! Komentujcie na Facebooku i Twitterze. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, dlatego czekamy również na Wasze listy. Już wiele razy nas zainspirowały. Najciekawsze zamieścimy w serwisie. Znajdziecie je tutaj. Jest coś przejmującego w jego filmach. Śmiejemy się niemal do samego końca, a potem czujemy smutek, jakiś delikatny wewnętrzny stupor, a może nawet cierpienie. Marek Koterski obchodzi dwa jubileusze. Po pierwsze, tydzień temu ukończył 80 lat. A po drugie, 7 czerwca minęło dokładnie dwadzieścia lat od uroczystej premiery jego kultowego filmu „Dzień świra”. „Po coś jest ten przecinek” Koterski – urodzony w Krakowie dramaturg, pisarz, scenarzysta, reżyser filmowy i teatralny. Jest absolwentem polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim ze specjalizacją „Teoria literatury”. Pracę magisterską na temat „Teatr a dramat” napisał pod kierunkiem profesora Jana Trzynadlowskiego. Potem studiował też malarstwo i historię sztuki. W 1971 roku ukończył wydział reżyserii w łódzkiej filmówce. Wcześniej próbował dostać się na reżyserię teatralną na warszawskiej Akademii Teatralnej, ale nie zdał egzaminu. Po latach wspomina, nie bez ironii, że podejrzał, nielegalnie, swoje akta, w których napisano: „Inteligencja poniżej średniej. Kompletny brak umiejętności formułowania myśli”. „Widocznie tak miało być – mówi. – Wtedy czułem się pokrzywdzony. Dziś jestem wdzięczny”. Tak oto narodził się jeden z największych artystów polskiego kina. Niechętnie udziela wywiadów. Kilka lat temu udało się Jackowi Cieślakowi porozmawiać z artystą dla „Rzeczpospolitej”. Koterski przypomniał wtedy, że właściwie wszystkie jego teksty są napisane dla teatru: „Po kolei: monodram «Nienawidzę» – matka wszystkich moich filmów – to teatralny monolog, «Dom wariatów», «Życie wewnętrzne» też. Tylko «Porno», «Nic śmiesznego» i «Ajlawju» były od początku pomyślane dla kina”. Ale „Dzień świra” to klasyczna sztuka teatralna, z podtytułem: monolog na jedną osobę lub więcej, napisany charakterystycznym dla Koterskiego trzynastozgłoskowcem. Koterski bezwzględnie przekuwa balony pychy i hipokryzji, na szczęście robi to z humorem, bez pogardy, ciepło, z empatią ks. Andrzej Luter Reżyser wspomina swoje „bardzo kręte” teatralne ścieżki: „Na własne konto zaczynałem od Teatru Otwartej Sceny – eksperymentalnego. Wcześniej byłem asystentem Jerzego Krasowskiego i Krystyny Skuszanki podczas ich dyrekcji we wrocławskim Teatrze Polskim – wspaniałej, bo tuż po ich przyjeździe z Nowej Huty. Dużo się od nich nauczyłem, jeśli chodzi o pracę z aktorem. Skuszanka pokazała mi, jak analizować postaci i kontakt z uczuciami – w każdej sekundzie działania. (…) Nauczyłem się też, że aktor, szczególnie w filmie, który jest ciężkim zajęciem, nie może słuchać na planie wywodów o Kierkegaardzie i Heideggerze, tylko musi usłyszeć od reżysera podstawowy komunikat – na przykład: «Czujesz zazdrość»”, albo: «Wstydzisz się»”. A poza tym, „jeżeli w sztuce jest przecinek, to, być może, facet powinien zrobić dwa kroki. Po coś jest ten przecinek”. Tekst dla Koterskiego był zawsze najważniejszy. Bliskie są mu słowa Jacquesa Lassalle’a, francuskiego mistrza teatru, żeby nie traktować autorów „jak idiotów, którzy nie wiedzieli, co piszą”. „Nieszczęściarz”, czyli nasze lustro Wiele swoich sztuk, które potem przeniósł na ekran kinowy, najpierw wyreżyserował w teatrach. „Życiem wewnętrznym” zadebiutował w warszawskim Teatrze Współczesnym, „Dom wariatów” wystawił w Teatrze Ateneum. 4 czerwca 2022 roku Ateneum powrócił do „macierzystej”, teatralnej wersji „Dnia świra”. Reżyser Piotr Ratajczak wyszedł zwycięsko z tej próby, tak samo jak odtwórca głównej roli Adam Cywka. Musiał mieć świadomość, że będzie porównywany z Markiem Kondratem, który wspaniale zagrał głównego bohatera, czyli Adasia Miauczyńskiego, w legendarnej wersji filmowej. Adaś zawdzięcza swoje nazwisko matce Marka Koterskiego, która często strofowała syna słowami: „Nie miaucz”. Miauczyński, protagonista niemal wszystkich filmów Jubilata, to w jakimś stopniu jego alter ego. Oto postać polskiego „nieszczęściarza”. Sfrustrowany polonista, samotnik, choleryk, uwięziony w codziennych rytuałach i obsesjach. Sam Koterski mówił o nim, że to „niezborny i przegrany, dość nawet sympatyczny polski mazgaj i nieudacznik, będący bardziej produktem zdarzeń niż ich kreatorem, niemal po obłomowsku bierny, ale pełen pretensji do życia”. Twórca nie ukrywa, że od początku „żywił” tę postać sobą, ale z czasem zauważył różnice. Adaś to już nie tylko Marek, to także ja, ty…. Pozostał on jednak wygodnym medium dla wyrażenia bólu reżysera, jego strachu i wstydu. Nadając postaci Adasia tak mocno osobisty wymiar, Koterski uderzył w splot słoneczny wielu z nas. Bo kto nie znajdzie w sobie, przynajmniej niektórych, cech Adasia? Kto nie odszuka w sobie zachowań, myśli, obsesji, których nigdy i nikomu nie ujawni, ze wstydu? Reżyser bezwzględnie przekuwa balony pychy i hipokryzji, na szczęście robi to z humorem, bez pogardy, ciepło, z empatią, ale też boleśnie, momentami brutalnie. Taki paradoks. Oglądając „Wesele” Smarzowskiego, polski mieszczuch i inteligent siedzi sobie w fotelu przed telewizorem i triumfalnie myśli o postaciach z filmu: „Wszyscy to sukinsyny, a ja jestem wspaniały”. Oglądając filmy Koterskiego zamknie się raczej w kąciku ze wstydu i powie sam do siebie: „Cholera, to było o mnie…”. Jednocześnie twórca „Dnia świra” daje nadzieję. Nawet, a może szczególnie, w tak traumatycznym filmie, jak „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, w którym alkoholizm Adasia, upodlenie, upadek i podnoszenie się do życia mają wymiar transcendentny. Ukryta religijność – to kolejna cecha jego filmów. Język z bankructwa polszczyzny I jeszcze język dramatów i scenariuszy Koterskiego. W wywiadzie z Cieślakiem tak o nim mówił: „Przystępując do «Domu wariatów», czułem, że mamy do czynienia z bankructwem tradycyjnego języka jako sposobu komunikacji. Poza tym Polacy w szczególności przemawiają do siebie. Nie rozmawiamy – tylko wymieniamy przemówienia. Fruwają między nami klisze językowe. Padają w naszych rozmowach odpowiedniki frazesów typu «Jego wystąpienie spotkało się z gorącym aplauzem». A takich zdań już nie słuchamy. Ale jak napiszę, że «Jego przemówienie spotkało się z gorącym kotletem», to cała widownia zaczyna myśleć. Pan też się zaśmiał. Jeżeli popełniam błąd – to robię to celowo. Wbijam się w świadomość. Zwracam na coś uwagę. Łapię gościa za klapy. Nie przysypia. Lepszy język błędny, a z pierwszej ręki, bo ma funkcję osobniczą. Język Gombrowicza też wyrósł z poczucia bankructwa polszczyzny”. Większość Polaków, jestem o tym przekonany, zna cytaty z „Dnia świra”, które używanie są w języku codziennej komunikacji. Najsłynniejsze z nich to: „Dżizus, (tu czytelnik niech sobie sam dopowie)”; „Moja racja jest najmojsza”; „A jeśli Polska to jest właśnie ta oszczana klapa?”; „Co za ponury absurd – żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?”; „Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest rano…”; „Żeby nie jeść samotnie, jem z telewizorem”. O lekcji języka angielskiego już nawet nie wspominam. I to najbardziej przejmujące i bezradne westchnienie Adasia, a może i nasze: „Przecież moje życie, moje, miało wyglądać zupełnie inaczej…”. Krytycy literatury piszą mądrze, że swoista nieprzezroczystość warstwy językowej filmów Koterskiego nie pozwala na jej bezrefleksyjny odbiór. Na koniec zatem wspomnienie o krytyku literackim, Henryku Berezie, który uwielbiał język i słowotwórstwo reżysera. Jest rok 2011, kilka miesięcy przed śmiercią Henryka. Na ekrany wchodzi film Koterskiego „Baby są jakieś inne” z Robertem Więckiewiczem i Adamem Woronowiczem. Schorowany już Henryk bardzo chce iść na premierę do Złotych Tarasów. Załatwiamy mu wejściówkę. Siedzę obok niego. Przez cały film rechocze, pokłada się ze śmiechu, myślałem, że fotel pęknie. Po zakończeniu seansu pytam go o opinie. A on, Henryk Bereza, legendarny krytyk, przystaje na chwilę i z bardzo już poważną miną mówi: „Koterski to jest wielki pisarz. Pisarz, powiadam! Jeden z największych”. I rusza dalej, do swojej kawalerki za Domami Centrum, zapewne żeby jeszcze przed snem przeczytać jakiś maszynopis podrzucony mu przez młodego literata do zaopiniowania. Jest coś przejmującego w filmach Koterskiego, śmiejemy się niemal do samego końca, a potem czujemy smutek, jakiś delikatny wewnętrzny stupor, a może nawet cierpienie. „Ludzi można porównać do kropel w beczce wody” – lubi mówić Koterski. „Staram się opisać tylko swoją kroplę”. I to jest też nasza kropla, moja kropla, panie Marku. Ostatnio tak mądrze opisana w niedocenionym filmie „7 uczuć”. W tej beczce jest jeszcze wiele kropel. Czekamy zatem… Przeczytaj też: Paweł Pawlikowski: Lubię stwarzać przestrzeń dla wiary Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. Suggestions Istniał specjalny wydział obsługujący przyjaciół Angela. So it was a special department that handled friends of Angelo. Wiedział, że zdradzasz swój wydział. Because he knew you were betraying your own department. Po emisji, inny wydział dostał anonimową wskazówkę. After the segment ran, another division got an anonymous tip. Zdziesiątkował cały sowiecki wydział Firmy przez tę swoją obsesję. He's decimated the Company's entire Soviet Division in this obsession. Tajny wydział CIA, uruchomił kontrakt na zabicie was. A covert department of the CIA has activated a kill contract on you. Uniwersytet St. Matthew's, wydział archeologii proszę. St. Matthew's University, please, archaeology department. Dr Daniel Pierce, wydział neurobiologii. I'm Dr. Daniel Pierce, Department of Neuroscience. Jest ciężko odbudować ten wydział po Malachiaszu. It's been hard enough to rebuild trust after the way Malachi ran this department. Wasz wydział już o to zadbał. Your division's already taken care of that, Detective. Twój wydział musi przestać używać drukarki z mojego biura. Your division has to stop using the printer in my office, Captain. Poczekaj, aż inny wydział będzie przyjmował. Then just wait for another department to open up. Jestem Margaret Lindsay z Zachodniej Służby Zdrowotnej, wydział socjalny. I'm Margaret Lindsay from the Western Health Service's social work department. Nie mój wydział, Panie szefie ochrony. Ten wydział zawsze się tobą opiekował. Szczególnie interesuje mnie ich wydział biochemii. I'm particularly interested in their biochemistry department. Porucznik Hernandez, ja i cały wydział jesteśmy twoimi dłużnikami. Lieutenant Hernandez, myself and the entire department are in your debt. Chcę zapisać pańskie nazwisko, wydział i powód. Let me record your name, department, and reason. Konsulat złożył oficjalną skargę na nasz wydział. The consulate's lodged an official complaint against the department. Na konferencji szef policji chwalił wydział za sprawną akcję. In a press conference, Police Chief Keppler praised his department for their swift... Bo wiedział, że zdradzasz własny wydział. Because he knew you were betraying your own department. No results found for this meaning. Results: 9874. Exact: 9874. Elapsed time: 115 ms. wydział zabójstw 285 wydział wewnętrzny 148 Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200 {"link":"/serial/Line+of+Duty+-+Wydzia%C5%82+wewn%C4%99trzny-2012-658891/episode/6/1"}{"type":"film","id":658891,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/serial/Line+of+Duty+-+Wydzia%C5%82+wewn%C4%99trzny-2012-658891/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum s6e1 2021-04-07 19:31:55 ocenił(a) ten serial na: 8 Netflix, cokolwiek? fuckHolywood Też się chętnie dowiem. Na Netflixie cały czas tylko 5 sezonów :( pocachontasss Przestając się łudzić, że Netflix wkrótce doda nowy sezon do bazy zacząłem poszukiwania w Google. Po wpisaniu frazy: Line of Duty s06e01 pl napisy wyskoczyła mi strona z jakimś nielegalnym streamingiem (freedisc), odpaliłem i działa! :) są polskie napisy, jakość obrazu średnia, ale da się przełknąć. fuckHolywood Na razie dopiero po czwartym odcinku 6 sezonu na BBC, spokojnie. paolaz ocenił(a) ten serial na: 8 fuckHolywood również czekam. Oby nie zbyt długo trzeba było. fuckHolywood a co to samym Netflixem człowiek żyje ?? czekać na coś co już można oglądać. :D ... Antenelles Oczywiście, że nie samym netflixem :). Czekam w takim razie na info na priv. Antenelles Dokładnie, ja już po 5 odcinkach. Po słabszym 5 sezonie, serial wrócił na dobre tory. patryk0146 Zgadzam się z tym, że 6 sezon ma większy rozmach i nie przynudza jak 5. Mniej przesłuchań, a więcej konkretów. Po 4 odcinkach mocna 8*. gothblack Przecież przesłuchania to istota tego serialu, w scenach przesłuchań jest najwięcej napięcia. flajek ocenił(a) ten serial na: 9 michax77 Zgadzam się że przesłuchania są zwykle fajne i trzymają w napięciu. Ale w sezonie 5 to już było jakieś umęczenie tego Hastingsa. Dwa przesłuchania w sprawie tej samej kasy, męczenie wątku irlandzkiego chociaż większość informacji była już znana widzom - to nudziło. Ten piąty sezon był faktycznie najsłabszy. icey ocenił(a) ten serial na: 9 fuckHolywood W oczekiwaniu na 6 sezon LoD polecam . icey Wiadomo juz kiedy 6 sezon będzie dostępny na netflix ? icey Dziękuję Ci dobry człowieku za polecenie tego serialu(Stranger). Zakochałam się w nim od pierwszego odcinka! Od wczoraj nie mogę się oderwać od oglądania. Rewelacyjny! Zaufaj mu… jest gliną* Gdyby na ulicach polskich miast przeprowadzić ankietę, to pewnie nie znalazłby się nikt, kto mógłby coś konkretnego powiedzieć o Internal Affairs aka Sprawy wewnętrzne (pierwotne rodzime tłumaczenie) aka zabójcze, tureckie Gizli iliskiler. Gdyby to samo zrobić w USA, to może znalazłoby się parę osób, ale też nie byłby to satysfakcjonujący wynik. Innymi słowy jest to film, o którym kinomani z pewnością słyszeli w dniu premiery, a potem ewentualnie udało im się obejrzeć go na kasetach wideo lub w telewizji. Ale dziś pamiętają go tylko nieliczni, o darzeniu estymą nie wspominając. A piszę o tym nie bez kozery, bowiem właśnie zapowiedziano… remake rzeczonego dzieła, któremu niedługo stuknie już trzydzieści lat. Ten blisko dwugodzinny thriller od Paramount Pictures w reżyserii Mike’a Figgisa przyniósł zaledwie niecałe 28 milionów dolarów wpływów, zatem trudno tu mówić o jakimś wielkim sukcesie i potencjale na kolejne gigantyczne dochody. Rzeczony remake nie ma też sensu od strony technicznej, bo film wciąż doskonale się trzyma. Klimatyczne zdjęcia Johna A. Alonza (Chinatown) świetnie oddają ówczesne Los Angeles – zarówno skąpane w mrokach gorących, kalifornijskich nocy, jak i za dnia – a muzyka, którą z Brianem Banksem i Anthonym Marinellim współtworzył sam reżyser, to jeden z tych rzadkich przykładów prostej, acz pełnej niesamowitego charakteru ilustracji z nerwem (notabene soundtrack nigdy nie doczekał się oficjalnego wydania, jedynie parę krótkich fragmentów znajduje się na kompilacji Figgis On Figgis, czyli albumie zawierającym wybrane pozycje z filmografii twórcy). Atmosfera filmu jest zatem niepodrabialna i już choćby w tym względzie nowa wersja będzie miała pod górkę. Oczywiście to wszystko byłoby bez znaczenia, gdyby sama historia nie wzbudzała emocji. Ale i tutaj Wydziałowi wewnętrznemu nie można nic zarzucić. Scenariusz Henry’ego Beana (Fanatyk) nie jest co prawda pozbawiony pewnych fabularnych uproszczeń i drobnych potknięć (naciągana końcówka), ale za to jest niegłupi, konsekwentnie poprowadzony i traktuje dany temat w sposób dorosły, bezkompromisowy – czyli raczej nie w typie dzisiejszego Hollywood. Świetna jest również obsada, wśród której znajdziemy takie nazwiska jak Laurie Metcalf, Nancy Travis, William Baldwin, Annabella Sciorra, Xander Berkeley i John Kapelos, pomiędzy którymi przemyka też przyszły kolekcjoner błyskotek, Elijah Wood. Rzecz jasna prym wiodą tu jednak będący wtedy u szczytu sławy Richard Gere i Andy Garcia, którzy bez żadnego problemu potrafią pokazać się ze swojej twardej strony, co czyni ich ekranowe starcie niezwykle ekscytującym. Jest to więc film, który posiada wszystko to, co tygryski lubią najbardziej. Ale zaraz, zaraz. O czym w ogóle on jest? Już piszę. Garcia gra Raymonda Avilę – policjanta o latynoskich korzeniach, który właśnie dostał się do niesławnego, tytułowego wydziału wewnętrznego policji Los Angeles (czyli policji w policji, gdzie transfer uważa się raczej za wygnanie, bo donosi się na swoich). Jego pierwszym zadaniem jest dochodzenie w sprawie byłego kolegi z akademii. To prowadzi go z kolei do Dennisa Pecka (Gere) – oficjalnie pozornie dobrego gliny, który pod przykrywką munduru robi, co chce, i jest całkowitym przeciwieństwem idealnego stróża prawa. Raymond bierze go pod lupę, jednak Peck jest bardzo doświadczony i nie zamierza się łatwo poddać – aby wygrać, nie cofnie się przed niczym, włączając w to morderstwo. Rozpoczyna się prawdziwa wojna nerwów i charakterów, w której wszystkie chwyty są dozwolone i nikt nie może czuć się bezpiecznie… Podobne wpisy Tak w skrócie przedstawia się ten prekursor wychwalanego Dnia próby, od którego jest, mimo wszystko, znacznie bardziej duszny. To zresztą też ciekawszy aktorski pojedynek, zostawiający w tyle relację Denzela Washingtona z Ethanem Hawkiem, którzy działali raczej na zasadzie relacji mistrz – uczeń. Tymczasem Garcia i Gere niemal od razu skaczą sobie do gardeł. Smaczku dodaje tu zresztą fakt, że na planie niezbyt się lubili, więc napięcie pomiędzy nimi i wszelkie fizyczne starcia były prawdziwe. Czy dziś da się to przebić? Wątpię. A dzięki temu film zyskuje przecież na dramaturgii, zaskakuje, a niekiedy nawet szokuje zwrotami akcji, których dziś nikt by pewnie nie nakręcił w podobny, pozbawiony politycznej poprawności sposób (doskonała scena małżeńskiego spięcia w restauracji zostałaby zapewne spalona na stosie przez feministki XXI wieku). Wspomniany doskonały duet aktorski uzupełnia solidna grupa pełnokrwistych postaci drugoplanowych (gdzie, wbrew pozorom, kobiety nie są sprowadzone do bezbronnych ozdobników) oraz naprawdę porządna, acz daleka od blockbusterowych fajerwerków akcja. To w końcu nie krzykliwi Bad Boys, którzy lśnią niczym porsche, którym się poruszają, lecz produkcja zdecydowanie bliższa realizmowi i późniejszym tytułom pokroju W cieniu chwały czy Policja, które również mierzyły się z prześwietlaniem nieuczciwych gliniarzy. Ducha Internal Affairs czuć też oczywiście w koreańskiej Infiltracji (później efektownie przerobionej przez Scorsesego), której tytuł angielski brzmi wszak… Infernal Affairs. W dodatku film Figgisa praktycznie wyczerpuje temat, choć przecież wcale nie był pierwszym ukazującym brud za odznaką (wcześniej mieliśmy w końcu na przykład Serpico). A czyni to głównie za pomocą może nie błyskotliwych, ale na pewno konkretnych dialogów, które nie owijają niczego w bawełnę („Są uprzejmi tylko dlatego, że się nas boją”). Czy można tu powiedzieć coś nowego, bez popadania w banał lub schemat? Chyba nie, bo choć czas nieubłaganie prze do przodu i widok funkcjonariuszy posługujących się dziś już wielce archaicznym sprzętem może wywoływać uśmiech, tak sposoby działania i cel przyświecający kolejnym wcieleniom „brudnych Harrych” pozostaje niezmiennie ten sam. Może niektórzy z nich są bardziej nonszalanccy w swoich poczynaniach (Gere jest w tym filmie pozbawiony skrupułów, ale wciąż zachowuje dobrą minę), które też nie są już równie szokujące dla społeczeństwa jak kiedyś. Z drugiej strony cały krajobraz wokół korupcji oraz policji znacząco się zmienia, nie tylko w kwestiach rasowych. Techniczne nowinki stają się dla obu stron barykady równie przydatne, co uciążliwe, a archetyp twardego faceta w mundurze odchodzi do lamusa (zresztą nawet i u Figgisa partnerka Garcii jest lesbijką i nikt nie drze o to szat). Odmłodzenie trochę Wydziału wewnętrznego być może dałoby nowe życie tej opowieści, pchnęłoby ją na nowe, bardziej kontrowersyjne tory. Ale czy stałaby się ona przez to lepsza? Na to pytanie warto odpowiedzieć sobie samemu, sięgając po wciąż trzymający fason, nadal doskonale oglądający się oryginał, który nie jest z pewnością kinem doskonałym, ale w swojej klasie nie ma sobie równych. * Ten tagline filmu jest przerobionym fragmentem dialogu, w którym na pytanie o to, czy można mu zaufać, Gere rozbrajająco odparowuje: „Oczywiście. Jestem gliną”.

wydział wewnętrzny cały film